''Z każdej sytuacji wspólnie znajdziemy wyjście,
Jeszcze parę zwycięstw, razem będziemy na szczycie.''
~Paluch
Dla Agaty która doprowadziła mój blog do ładu : )
Wszedłem do salonu w którym znajdowała się moja ukochana. Siedziała na kanapie a wokół niej leżało około siedmiu torb z zakupami. Nie mogłem ukryć że jestem już sfrustrowany tą sytuacją.
- Ann kochanie,znowu byłaś na zakupach? - spytałem
- Przecież wiesz że mam mało ciuchów - odparła tuląc się do mnie.
Już wiedziałem co się święci. Ostatnio przymilała się do mnie tylko kiedy chciała pieniędzy. Nie chcę być dla niej tylko bankomatem... Chcę być kimś więcej.
- Misiu tak się składa że potrzebuję... - nie dokończyła bo jej urwałem
- Ann przestań mnie tak traktować. Zaczynam mieć dość wykorzystywania mnie. Myślałem że coś więcej dla ciebie znaczę, ale najwyraźniej się myliłem - powiedziałem sucho i wyszedłem.
Udałem się na Signal Iduna Park. Zawsze kiedy coś jest nie tak, wystarczy że poćwiczę i już jest trochę lepiej. Mogę się w ten sposób odstresować. Wszedłem na murawę i zacząłem robić ''kapki'' i inne tego typu ćwiczenia. Jednak ta sytuacja wciąż mnie prześladowała .Czy mój związek z Ann w ogóle ma jakikolwiek sens?
*
Umówiłam się z Agą na rynku o 13:00. Usiadłam pod fontanną apolla gdzie miała przyjść moja przyjaciółka. Co ja jej powiem? Zostawiam ją samą w Poznaniu. Wydaje mi się że to trochę samolubne z mojej strony. Moje rozmyślania przerwała Aga która stanęła nade mną. Jak zawsze piękna. To zawsze w w niej podkochiwali się wszyscy chłopcy. Zawsze żyłam w jej cieniu. Ale wiem że trudno jej będzie sobie poradzić kiedy wyjadę.
- Hej Aguś -Wstałam i przytuliłam ją.
- Jak się trzymasz? Stęskniłam się - spytała.
- Ja też tęskniłam. I lepiej już ze mną. Chodź do kawiarni, wszystko ci opowiem -odpowiedziałam.
Pokierowałyśmy się do jednej z wielu rynkowych kafejek. Usiadłyśmy na dworze i każda zamówiła sobie po kawie mrożonej.
- No więc...co chciałaś mi powiedzieć - spytała.
- Nie wiem jak ci to powiedzieć - odparłam zmieszana.
- No dawaj! Obiecuję że cię nie zjem - zaśmiała się. No cóż, za chwilę raczej nie będzie jej do śmiechu.
- WyprowadzamsiędoDortmundu - wypowiedziałam jednym tchem
- Co?! Jak to?! - z twarzy Agi zniknął uśmiech. Zastąpiło go przerażenie mieszające się ze smutkiem i dezorientacją.
- Robert przyjechał po mnie. Jutro wyjeżdżam. Bardzo mi przykro. - do oczu napłynęły mi łzy. Nie spodziewałam się że będę musiała się rozstać z najlepsza przyjaciółką.
- Ale co z twoimi studiami?! - spytała z podniesionym głosem.
- Złożyłam podanie na uniwersytet medyczny w Dortmundzie. Mam 90% szans że mnie przyjmą w końcu moja matura spełnia kryteria. Aga, serio się tego nie spodziewałam. Nie miałam czasu na decyzję a chcę się wyrwać z Poznania żeby choć trochę zapomnieć o śmierci rodziców - byłam już bardzo bliska płaczu mówiąc to.
Już wypiłyśmy nasze kawy więc każda zapłaciła za siebie i wyszłyśmy. Usiadłyśmy na najbliższej ławeczce i trwałyśmy w ciszy.
- Będę tęsknić - Aga postanowiła przerwać ciszę
- Ja też - oparłam się na jej ramieniu
- Chyba już nic nie wskóram więc nie pozostaje mi nic jak pożegnać się - powiedziała smętnie
- Wyjeżdżamy jutro o 10. Mam nadzieję że przyjdziesz.
- Na pewno - uśmiechnęła się i przytuliła mnie.
Pożegnałyśmy się i wróciłam do domu. W końcu nie byłam jeszcze spakowana.
W drodze do domu rozpłakałam się. Tak po prostu, z bezsilności. Mam świadomość tego że w moim obecnym stanie nie poradzę sobie w Dortmundzie. Zanim rodzice umarli odszedł ode mnie ukochany. Aga była wtedy dla mnie oparciem. Dzięki niej się pozbierałam i uwierzyłam że jakoś się ułoży. A teraz już nie pozbiera mnie po kolejnym upadku bo jej przy mnie nie będzie. A raczej nie jest mi dane być szczęśliwą. Przetarłam łzy i weszłam do domu. Robert od razu zerwał się z fotela.
- Płakałaś? - zapytał zmartwiony.
- Nie... coś mi wpadło do oka - skłamałam
- Przecież cię znam. Wiem że płakałaś. Co się stało? Pokłóciłaś się z Agą? -
No tak, Robert zna mnie na wylot. Uznałam że nie będę kłamała i mu powiem.
- Nie. Po prostu nie wiem czy poradzimy sobie bez siebie nawzajem. A zwłaszcza ja bez niej -odpowiedziałam.
- Nie martw się. Aga zawsze będzie mogła cię odwiedzać - powiedział jak zawsze optymistyczny Lewandowski. No tak. To nie jego rzuciła Anka i to nie jemu umarli rodzice.
- Pójdę się spakować - powiedziałam i udałam się na górę.
Ciuchów wiele nie miałam więc zmieściły się do dwóch niewielkich walizek. Oprócz tego torba podręczna i parę małych pudełek z ważnymi rzeczami. O dziwo spakowałam się w niecałe półtorej godziny. Kiedy miałam to z głowy, weszłam na stronę Dortmundzkiego Uniwersytetu Medycznego żeby sprawdzić czy się dostałam. Serce waliło mi jak diabli. Kliknęłam w odpowiednią zakładkę i wpisałam numer zgłoszenia i...
DOSTAŁAM SIĘ. Nie wieżę. Kamień spadł mi z serca. Zeszłam na dół żeby poinformować wszystkich o moim sukcesie.
- Dostałam się na studia - wymusiłam lekki uśmiech na twarzy. Fakt, byłam szczęśliwa ale od paru miesięcy uśmiechanie sprawia mi problem.
- To świetnie! - powiedzieli babcia z dziadkiem
- Jestem z ciebie dumny - powiedział Lewy i pocałował mnie w czoło
Po gratulacjach poszłam się umyć i przebrać w piżamę. Dochodziła 22.Nie było w cale tak późno ale byłam nieźle zmęczona. Ten dzień nie był dla mnie łatwy, jutrzejszy też nie będzie.
Położyłam się do łóżka i szybko zapadłam w sen.
*
Nie miałem dziś ochoty wracać do domu na noc. Wiedziałem że Ann będzie na mnie czekać ale nie śpieszyło mi się do niej. Postanowiłem pójść do mojego przyjaciela Marco Reusa. On zawsze wie jak mi pomóc, doradzić i wesprzeć w takich sytuacjach. Lecz z drugiej strony jego zdanie na temat Ann jest negatywne, z tego co pamiętam nigdy jej nie lubił i z wzajemnością. Zadzwoniłem do drzwi i po chwili otworzył mi mój przyjaciel.
- Hej stary, zapraszam - powiedział i wpuścił mnie do mieszkania
Nie był sam. Na kanapie siedzieli Łukasz i Kuba.
- Siema, co robicie? - spytałem
- A nic takiego. Pijemy sobie i próbujemy się odstresować przed meczem z Schalke -powiedział uśmiechnięty Reus. Usiadłem na kanapie a Marco nawijał dalej.
- Nie dzwoniłem po ciebie bo myślałem że jesteś z Ann. - prychną - Właśnie, pokłóciliście się? Wyglądasz na przygnębionego - spytał zatroskany.
- W sumie to tak. Znowu chciała kasy, wkurzyłem się że traktuje mnie jak bankomat i wyszedłem - odpowiedziałem
- Nareszcie przejrzałeś na oczy. Ale tak się składa że ktoś ma się zjawić. Łukasz, kto to miał przyjechać? - spytał Marco Piszczka
- Robert pojechał do Polski po swoją kuzynkę Oliwię. Niedawno jej rodzice zginęli wypadku. Ma u niego zamieszkać.Swoją drogą z tego co wiem nie ma chłopaka a jest śliczna i ma wspaniały charakter. Może przy niej zapomnisz o tej piranii-Łukasz popatrzył na mnie chytrym wzrokiem a Kuba mu przytaknął.
- No nie wiem. Ann nie jest taka zła oprócz tego że ciągle coś kupuje - próbowałem zaprzeczyć ale fakt faktem Marco miał rację.
- Ja ci mówię, zerwij z nią człowieku - Reus nie miał zamiaru odpuścić.Dobrze wiedziałem że ma rację ale ja muszę być uparty.Taka moja natura.
- Jeśli się nie zmieni to z nią zerwę. Tak w ogóle to masz jakieś wolne łóżko ?- spytałem z na dzieją
- Jasne - odpowiedział
Resztę wieczoru spędziliśmy na popijaniu i oglądaniu jakiś głupich programów w telewizji. Potem jeszcze wpadło parę chłopaków z drużyny a ja szybko zapomniałem o pani Brommel.
*
I jest rozdział 2 :) Zarwałam na niego dwie noce bo trochę nie miałam czasu więc sorry jeśli zły ;D Teraz jadę na 2 tygodnie na wakacje więc rozdziały mogą pojawiać się rzadziej ale biorę laptopa więc na pewno pojawiać się będą.I bardzo proszę każdego czytającego o komentarze bo one cholernie motywują i wiem też że moje opowiadanie ma sens.
P.S Dla niecierpliwych: główni bohaterowie poznają się w rozdziale 3 :) (chyba XD)
A i gdyby was wkurzała muza to w prawym górnym rogu jest guzik z playlistą i myślę że znajdziecie coś dla siebie ;)
Pozdrawiam : ))